Niedawno osiągnęłam szczyt żenady - dodałam na Facebooku wpis na więcej niż dwa zdania. W sumie to nic dziwnego, musiałam się wyżalić, że ukradli mi portfel na sekundę przed odjazdem autokaru na lotnisko. Portfel z dowodem w środku. Dowodem, na który byłam odprawiona. No nic, po kilku nerwowych godzinach udało mi się oszukać system i jestem (znów) w domu, żeby załadować akumulatory i odbić sobie super-krótki przyjazd na święta skończony brakiem snu pomiędzy lotem do Londynu a ośmiogodzinną, poranną zmianą w pracy.
Pozostając w temacie żenady - choć niby huhuhu, outfity, piękne minki, cudowne pozy to jednak najwięcej pytań i maili dostaję o Londyn. Umówmy się, to jedyne maile, które dostaję. O tym jak dostać się na studia w Londynie, co to jest UCAS, o co chodzi z referencjami, blablabla. Wypowiadałam się już kiedyś, niezbyt sympatycznie na ten temat
tutaj, tym razem przyszło mi do głowy co innego: skoro tak wiele z Was marzy o studiowaniu w Londynie, powinnam Was ustrzec przed popadnięciem w sztampę i nie wiem, odwiedzaniem Starbucksa, Costy i Madame Tussad (jak to się pisze?), kiedy tam traficie. Z obecnych na milionie youtube'owych kanałów London Tags (kolejne żenujące wyznanie: oglądam vlogerki. Dużo. Płaczę, że nie jestem ładna jak one i nie mam pędzelków do kosmetyków i kremów na dzień i na noc) zebrałam trochę, yyy, pytań? I złożyłam wszystko w kupkę.
Uwaga, z góry ostrzegam - od dwóch lat mieszkam w zachodnim Londynie i zawsze, na zawsze będę team West - wiem, że Brick Lane jest pewnie fajniejsze, a kod pocztowy Haggerston czy Dalston uczyniłyby mnie lepszą osobą ale pasuje mi moja POSH lokalizacja (w teorii posh, kiedy mieszka się na blokowisku. Przynajmniej w dobrym otoczeniu :( ). Wszystko będzie więc bardziej zachodnio-skoncentrowane.
1. ULUBIONE MIEJSCE NA ŚNIADANIE
Breakfast Club, Soho
Choć mają swoje filie jeszcze w kilku innych miejscach na północy i wschodzie. Bardziej amerykańsko, niż brytyjsko - mają super pancakes z syropem klonowym i bekonem, tosty francuskie z syropem klonowym, bekonem i bananem i ogromne śniadania. I jeszcze lepsze smoothies - koniecznie weźcie
Mango-Go!
Ceny jak na miejsce ze śniadaniami raczej ze średniej półki. W piątki i weekendy przygotujcie się, że możecie chwilę czekać na stolik.
Przez to, że ostatnio jestem zwolennikiem domowych śniadań ostatni raz byłam tam kilka miesięcy temu, ale kiedy w zeszłym roku bywałam tam dość często obsługa była świetna!
Breakfast Club,
33 D'Arblay Street
W1F 8EU
http://www.thebreakfastclubcafes.com
CREPE PARISIENNE, CHISWICK
No i zaczyna się zupełne koncentrowanie na zachodzie. Okolice Turnham Green i dalej aż do Kew Bridge to okolica uwielbiana przez trzydziestoparoletnie yummy-mummies i ogólnie zaczynająca się oaza spokoju i czystszego powietrza. Dlatego tak bardzo lubię Chiswick i jego główną ulicę. Właśnie na niej znajduje się Crepe Parisienne - odkryte przez nas przez zupełny przypadek, miejsce jakich pewnie mnóstwo w Londynie, ale świetna obsługa i bardzo dobre ceny sprawiają, że wracamy tam praktycznie cały czas, choć już nie mieszkamy tak blisko.
Uwaga w porach brunchu - w sobotę i niedzielę trudno tam znaleźć miejsce, a dzieci są praktycznie wszędzie.
Crepe Parisienne
132 Chiswick High Road
W4 1PU
2. Ulubiona Okolica
Nie będę zbyt oryginalna - Soho. Uwielbiam je w ciepłe poranki, kiedy jest spokojne i ciche i w porze lunchu i kolacji, głośne i niesamowicie pachnące restauracyjnym jedzeniem. Jest coś fajnego w tym, że Soho nie jest już aż tak modne jak było kiedyś. Mniej tu aż tak pretensjonalnych ludzi jak w okolicach Brick Lane, mniej zadęcia South Kensington i Chelsea. Soho plasuje się gdzieś po środku i za to je lubię.
No i sklepy z magazynami - najlepsze w całym Londynie! Jeśli szukacie jakiegoś niszowego wydawnictwa na pewno znajdziecie je tam (albo na stojaku pana z magazynami ze stacji Barons Court, czego nauczyły mnie podróże metrem do pracy, haha)
3. ULUBIONY PARK
A miałam być oryginalna! Uwielbiam Regent's Park i otaczające go kanały, szczególnie wiosną. W samym parku znajduje się zoo (bilet wstępu to kwota z kosmosu) i przecudne rozarium (na szczęście udostępnione za darmo). Kanałami można dojść aż do północno zachodniego Londynu (przy okazji podglądając zwierzęta w zoo), przez Małą Wenecję (miejsce, gdzie ludzie mieszkają na barkach) albo w okolice Camden. To dość długi spacer, ale jeśli znajdziecie się kiedyś w Londynie z dziwną potrzebą odwiedzenia Camden Town (brr), zejdźcie nad kanały, przejdźcie się po Regent's Park, a potem znów kanałami pójdźcie do Małej Wenecji i wróćcie do domu w okolicach Paddington czy Edgware Road podziwiając przy okazji tak rzadko zauważaną specyficzność północnego Londynu (który ostatnio podoba mi się tak, że jestem w stanie porzucić West Ken i sprzedać siebie, żeby pozwolić sobie na opłacanie czynszu gdzieś w tych okolicach).
4. Metro porady
- Wiedz gdzie przesiadać się z jednej linii na drugą - omijaj Green Park, samo przejście z peronu Victorii na Piccadilly zajmuje tam dobre dziesięć minut. Dodaj do tego masę ludzi w godzinach szczytu i wyobraź sobie ile zajmie to wtedy. Nigdy nawet nie myśl o tym, żeby około dziewiątej rano w tygodniu wysiadać czy wsiadać na Bank. Mój pochodzący spod Londynu współlokator powiedział mi kiedyś, że nigdy nie widział tyle ludzi w jednym miejscu, co tam.
- Unikaj jeżdżenia District line i jej siostrzanych Circle i Hammersmith&City - wierz mi, mieszkam koło niej i czasem wybieram znajdującą się trochę dalej stację metra Piccadilly. Jest porażająco wolna, często się spóźnia i ogólnie jeździ jak się jej to tylko podoba. Ma jeden plus - jedzie dość długo na powierzchni, więc masz zasięg w telefonie.
- Zainstaluj sobie na Tube Map na telefonie (tu link do appstore, ale jestem prawie pewna, że wychodzi też na androdia). Zaoszczędziła mi stresu wiele razy pokazując za ile tak naprawdę przyjedzie moje metro na stacjach, na których nie ma ekranów z tą informacją (czytaj - każdej stacji w mojej okolicy)
5. Ulubiona galeria/muzeum
Saatchi, Saatchi i jeszcze raz Saatchi! Jest położona w Chelsea - znanym z bogatych dzieciaków i ich jeszcze bogatszych rodziców i co jakiś czas zmienia swoje wystawy. Prawdziwy szturm przeżyła chyba, gdy Karl Lagerfeld postanowił właśnie tam pokazać swoje zdjęcia w ramach projektu Little Black Jacket (który może i był estetyczny,ale porażająco nudny), obecnie większa część galerii poświęcona jest sztuce Związku Radzieckiego.
Jest interesująco, niebanalnie i co ważne - przez większą część tygodnia cicho i spokojnie. Dzięki Charlesie Saatchi (prywatnie mężu Nigelli, o, z ciekawostek)!
Saatchi Gallery
Duke of York's HQ
King's Road
SW3 4RY
http://www.saatchi-gallery.co.uk
6. Londyński sekret
Brixton Market
To już chyba co raz mniejszy sekret, ale dla kogoś, kto przyjeżdża do Londynu pierwszy raz nadal dość niezbadany obszar.
Muszę przyznać się do czegoś smutnego - należę do osób dość stereotypowo postrzegających okolice na południe od rzeki, więc pierwszy raz jechałam w okolice Brixton z ręką na sercu. Szczególnie, że podróży metrem towarzyszyły nam starszy mężczyzna wykrzykujący coś co chwilę do siebie. Po przejściu przez dość makabryczną ulicę wypełnioną sklepami mięsnymi (radzę zatkać nos) naszym oczom ukazała się spokojna i bardzo urocza część Brixton Market - wypełniona przyjemnymi miejscami do jedzenia, kawiarniami i ciekawymi sklepami.
To tu zaczynało kilka restauracji, które wybiły się na tyle, by otworzyć swoje filie w kilku innych miejscach w centrum Londynu (szczególnie polecam Honest Burgers i Franco Manca), a przy stolikach pełno jest młodych rodzin i ciekawie ubranych ludzi. Dojazd z centrum bardzo dobry, wystarczy wziąć Victoria Line np. z Oxford Circus.
Tyle póki co ode mnie - może jest coś o Londynie, co chcielibyście wiedzieć? Tylko proszę, nic o studiowaniu. Pytajcie się w komentarzach, w sumie z chęcią odpowiem, bo nie mam co robić, uwięziona w zasypanym śniegiem domu ;)