sobota, 26 stycznia 2013

Master of my craft

Dziś cudne zdjęcia w domu robione cudną cyfrówką moich rodziców. Ej, mi się podobają. A już jutro wracam do Londynu na dłużej dłużej - hej Procter&Gamble, stęskniliście się za swoją najbardziej oddaną trend forecasterką? (jak to wszystko pięknie wygląda, kiedy używa się angielskich określeń)

Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us

poniedziałek, 21 stycznia 2013

My London




Niedawno osiągnęłam szczyt żenady - dodałam na Facebooku wpis na więcej niż dwa zdania. W sumie to nic dziwnego, musiałam się wyżalić, że ukradli mi portfel na sekundę przed odjazdem autokaru na lotnisko. Portfel z dowodem w środku. Dowodem, na który byłam odprawiona. No nic, po kilku nerwowych godzinach udało mi się oszukać system i jestem (znów) w domu, żeby załadować akumulatory i odbić sobie super-krótki przyjazd na święta skończony brakiem snu pomiędzy lotem do Londynu a ośmiogodzinną, poranną zmianą w pracy.

Pozostając w temacie żenady - choć niby huhuhu, outfity, piękne minki, cudowne pozy to jednak najwięcej pytań i maili dostaję o Londyn. Umówmy się, to jedyne maile, które dostaję. O tym jak dostać się na studia w Londynie, co to jest UCAS, o co chodzi z referencjami, blablabla. Wypowiadałam się już kiedyś, niezbyt sympatycznie na ten temat tutaj, tym razem przyszło mi do głowy co innego: skoro tak wiele z Was marzy o studiowaniu w Londynie, powinnam Was ustrzec przed popadnięciem w sztampę i nie wiem, odwiedzaniem Starbucksa, Costy i Madame Tussad (jak to się pisze?), kiedy tam traficie. Z obecnych na milionie youtube'owych kanałów London Tags (kolejne żenujące wyznanie: oglądam vlogerki. Dużo. Płaczę, że nie jestem ładna jak one i nie mam pędzelków do kosmetyków i kremów na dzień i na noc) zebrałam trochę, yyy, pytań? I złożyłam wszystko w kupkę.

Uwaga, z góry ostrzegam - od dwóch lat mieszkam w zachodnim Londynie i zawsze, na zawsze będę team West - wiem, że Brick Lane jest pewnie fajniejsze, a kod pocztowy Haggerston czy Dalston uczyniłyby mnie lepszą osobą ale pasuje mi moja POSH lokalizacja (w teorii posh, kiedy mieszka się na blokowisku. Przynajmniej w dobrym otoczeniu :( ). Wszystko będzie więc bardziej zachodnio-skoncentrowane.


1. ULUBIONE MIEJSCE NA ŚNIADANIE

Breakfast Club, Soho 



Choć mają swoje filie jeszcze w kilku innych miejscach na północy i wschodzie. Bardziej amerykańsko, niż brytyjsko - mają super pancakes z syropem klonowym i bekonem, tosty francuskie z syropem klonowym, bekonem i bananem i ogromne śniadania. I jeszcze lepsze smoothies - koniecznie weźcie Mango-Go!
Ceny jak na miejsce ze śniadaniami raczej ze średniej półki. W piątki i weekendy przygotujcie się, że możecie chwilę czekać na stolik.
Przez to, że ostatnio jestem zwolennikiem domowych śniadań ostatni raz byłam tam kilka miesięcy temu, ale kiedy w zeszłym roku bywałam tam dość często obsługa była świetna!


Breakfast Club,
33 D'Arblay Street
W1F 8EU
http://www.thebreakfastclubcafes.com


CREPE PARISIENNE, CHISWICK


No i zaczyna się zupełne koncentrowanie na zachodzie. Okolice Turnham Green i dalej aż do Kew Bridge to okolica uwielbiana przez trzydziestoparoletnie yummy-mummies i ogólnie zaczynająca się oaza spokoju i czystszego powietrza. Dlatego tak bardzo lubię Chiswick i jego główną ulicę. Właśnie na niej znajduje się Crepe Parisienne - odkryte przez nas przez zupełny przypadek, miejsce jakich pewnie mnóstwo w Londynie, ale świetna obsługa i bardzo dobre ceny sprawiają, że wracamy tam praktycznie cały czas, choć już nie mieszkamy tak blisko. 
Uwaga w porach brunchu - w sobotę i niedzielę trudno tam znaleźć miejsce, a dzieci są praktycznie wszędzie.




Crepe Parisienne
132 Chiswick High Road
W4 1PU 





2. Ulubiona Okolica


Nie będę zbyt oryginalna - Soho. Uwielbiam je w ciepłe poranki, kiedy jest spokojne i ciche i w porze lunchu i kolacji, głośne i niesamowicie pachnące restauracyjnym jedzeniem. Jest coś fajnego w tym, że Soho nie jest już aż tak modne jak było kiedyś. Mniej tu aż tak pretensjonalnych ludzi jak w okolicach Brick Lane,   mniej zadęcia South Kensington i Chelsea. Soho plasuje się gdzieś po środku i za to je lubię.
No i sklepy z magazynami - najlepsze w całym Londynie! Jeśli szukacie jakiegoś niszowego wydawnictwa na pewno znajdziecie je tam (albo na stojaku pana z magazynami ze stacji Barons Court, czego nauczyły mnie podróże metrem do pracy, haha)



3. ULUBIONY PARK


A miałam być oryginalna! Uwielbiam Regent's Park i otaczające go kanały, szczególnie wiosną. W samym parku znajduje się zoo (bilet wstępu to kwota z kosmosu) i przecudne rozarium (na szczęście udostępnione za darmo). Kanałami można dojść aż do północno zachodniego Londynu (przy okazji podglądając zwierzęta w zoo), przez Małą Wenecję (miejsce, gdzie ludzie mieszkają na barkach) albo w okolice Camden. To dość długi spacer, ale jeśli znajdziecie się kiedyś w Londynie z dziwną potrzebą odwiedzenia Camden Town (brr), zejdźcie nad kanały, przejdźcie się po Regent's Park, a potem znów kanałami pójdźcie do Małej Wenecji i wróćcie do domu w okolicach Paddington czy Edgware Road podziwiając przy okazji tak rzadko zauważaną specyficzność północnego Londynu (który ostatnio podoba mi się tak, że jestem w stanie porzucić West Ken i sprzedać siebie, żeby pozwolić sobie na opłacanie czynszu gdzieś w tych okolicach).



 

4. Metro porady
  • Wiedz gdzie przesiadać się z jednej linii na drugą - omijaj Green Park, samo przejście z peronu Victorii na Piccadilly zajmuje tam dobre dziesięć minut. Dodaj do tego masę ludzi w godzinach szczytu i wyobraź sobie ile zajmie to wtedy. Nigdy nawet nie myśl o tym, żeby około dziewiątej rano w tygodniu wysiadać czy wsiadać na Bank. Mój pochodzący spod Londynu współlokator powiedział mi kiedyś, że nigdy nie widział tyle ludzi w jednym miejscu, co tam. 
  • Unikaj jeżdżenia District line i jej siostrzanych Circle i Hammersmith&City - wierz mi, mieszkam koło niej i czasem wybieram znajdującą się trochę dalej stację metra Piccadilly. Jest porażająco wolna, często się spóźnia i ogólnie jeździ jak się jej to tylko podoba. Ma jeden plus - jedzie dość długo na powierzchni, więc masz zasięg w telefonie.
  • Zainstaluj sobie na Tube Map na telefonie (tu link do appstore, ale jestem prawie pewna, że wychodzi też na androdia). Zaoszczędziła mi stresu wiele razy pokazując za ile tak naprawdę przyjedzie moje metro na stacjach, na których nie ma ekranów z tą informacją (czytaj - każdej stacji w mojej okolicy)
5. Ulubiona galeria/muzeum



Saatchi, Saatchi i jeszcze raz Saatchi! Jest położona w Chelsea - znanym z bogatych dzieciaków i ich jeszcze bogatszych rodziców i co jakiś czas zmienia swoje wystawy. Prawdziwy szturm przeżyła chyba, gdy Karl Lagerfeld postanowił właśnie tam pokazać swoje zdjęcia w ramach projektu Little Black Jacket (który może i był estetyczny,ale porażająco nudny), obecnie większa część galerii poświęcona jest sztuce Związku Radzieckiego. 

Jest interesująco, niebanalnie i co ważne - przez większą część tygodnia cicho i spokojnie. Dzięki Charlesie Saatchi (prywatnie mężu Nigelli, o, z ciekawostek)!



Saatchi Gallery
Duke of York's HQ
King's Road
SW3 4RY
http://www.saatchi-gallery.co.uk

6. Londyński sekret

Brixton Market



To już chyba co raz mniejszy sekret, ale dla kogoś, kto przyjeżdża do Londynu pierwszy raz nadal dość niezbadany obszar. 
Muszę przyznać się do czegoś smutnego - należę do osób dość stereotypowo postrzegających okolice na południe od rzeki, więc pierwszy raz jechałam w okolice Brixton z ręką na sercu. Szczególnie, że podróży metrem towarzyszyły nam starszy mężczyzna wykrzykujący coś co chwilę do siebie. Po przejściu przez dość makabryczną ulicę wypełnioną sklepami mięsnymi (radzę zatkać nos) naszym oczom ukazała się spokojna i bardzo urocza część Brixton Market - wypełniona przyjemnymi miejscami do jedzenia, kawiarniami i ciekawymi sklepami.
To tu zaczynało kilka restauracji, które wybiły się na tyle, by otworzyć swoje filie w kilku innych miejscach w centrum Londynu (szczególnie polecam Honest Burgers i Franco Manca), a przy stolikach pełno jest młodych rodzin i ciekawie ubranych ludzi. Dojazd z centrum bardzo dobry, wystarczy wziąć Victoria Line np. z Oxford Circus. 





Tyle póki co ode mnie - może jest coś o Londynie, co chcielibyście wiedzieć? Tylko proszę, nic o studiowaniu. Pytajcie się w komentarzach, w sumie z chęcią odpowiem, bo nie mam co robić, uwięziona w zasypanym śniegiem domu ;) 



środa, 16 stycznia 2013

Pretty things vol 1

Image Hosted by ImageShack.us
 No Mercy collar with real pearls!
Image Hosted by ImageShack.us
spent some food money on these leather brogues from Zara
Image Hosted by ImageShack.us
thank God!
Image Hosted by ImageShack.us
I love the feel of my Monki iphone pleather case
Image Hosted by ImageShack.us
cats' faces on Urban Outfitters mug 

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Avocado + cocoa

Mieszkanie zaraz obok najtańszego marketu w Londynie może wydawać się błogosławieństwem dla kogoś, kto uzależniony jest od swoich 5-a-day, ale niezbyt sprawdza się, kiedy masz ochotę tylko na jedno jabłko. Tylko jedną brzoskwinię. Jednego banana i cztery truskawki.
Chciałam kupić awokado do sałatki, dostało mi się dziesięć - za funta. W takich przypadkach dziękuję google i blogom o zdrowym odżywaniu.

Living next to the London's cheapest market may seem like a blessing for those addicted to their 5-a-days but doesn't work when you want to eat AN apple, A peach, A banana or FOUR strawberries.
I wanted to add some avocado to my fancy salad, ended up with ten of them - for a pound. I'm so grateful for google and healthy-eating blogs when this happens.

ZDROWA NUTELLA / ZDROWE LODY / ZDROWY MUS CZEKOLADOWY
HEALTHY NUTELLA / ICE CREAM / CHOCOLATE MOUSSE 

*Awokado (Avocado)
*Odtłuszczone kakao w proszku (Reduced fat cocoa powder)
*Ekstrakt waniliowy (Vanilla extract)
*Stewia/miód/nierafinowany cukier brązowy (Stevia/ honey / unrefined brown sugar)
*Mleko - zwykłe (najzdrowsze będzie tłuste albo półtłuste, ja świruję na punkcie kalorii, więc mam odtłuszczone)/migdałowe/mleczko kokosowe. (Milk - choose full-fat or semi-skimmed if you want to make it healthier, skimmed if you are a calorie-freak / almond milk / coconut milk)
Image Hosted by ImageShack.us

1. Ustawiamy wszystko w pięknym rządku i napawamy się wiodkiem
Let's put everything in a straight line and enjoy how pretty it looks. 

Image Hosted by ImageShack.us

2. Obieramy awokado ze skórki, kroimy w kostkę.
Peel an avocado, dice it. 

Image Hosted by ImageShack.us

3. Hej, pamiętajcie że ekstrakt waniliowy to nie aromat waniliowy - jeśli nie możecie go znaleźć lepiej nie dodawajcie niczego.
Remember - vanilla extract is not the same as vanilla aroma. You can't use one as a substitute to another!

Image Hosted by ImageShack.us

4. Blendujemy wszystkie składniki oprócz mleka na gładką masę. Bez mleka - mamy nutellę (no, krem czekoladowy) . Z mlekiem, do pożądanej konsystencji - mus. Wkładamy do foremek (można kupić np. w IKEA i pewnie milionie innych miejsc) i do zamrażarki - lody.

Blend everything together (except from milk) until it becomes smooth. If you don't add milk - your nutella (well, chocolate spread) is ready, if you do - yay, that's a mousse! And if you decide to put it into your pretty freezer and manage to wait for a couple of hours, guess what you're going to get - ice cream! (you can even go to your nearest Ikea which is probably in zone 6 and get those pretty ice cream moulds) 

Image Hosted by ImageShack.us

5. Nie kupujemy blendera Sainsbury's value za 4 funty - nawet po godzinie blendowania nie obejdzie się bez grudek i nici z zostania boginią ogniska domowego.

Oh, and don't buy a blender from Sainbury's value range - I know it's four quid (I KNOW, ok?) but even after an hour of blending your avocado-thing won't be perfectly smooth and you're not going to be a domestic goddess. Ever.





A tak poza tym - mimo, że ma mnóstwo zdrowych tłuszczy to awokado jest dość kaloryczne, więc podzielcie się z kimś swoim jedzeniem!

Btw, even though it has a lot of healty fatty acids, avocado has a great amount of calories inside as well, so share your food with someone else! 




No jasne,  że nie jest to wyjątkowo rewolucyjne i nie wymyśliłam tego sama, ale ile można pokazywać swoje zdjęcia w szmatkach? 

sobota, 12 stycznia 2013

I say I'll jump, I never do








I trzeba było latać bez płaszcza? Nie trzeba było.
Potrzebuję każdego możliwego domowego sposobu na to, jak wyzdrowieć do poniedziałku.

środa, 9 stycznia 2013

Nie interesuje mnie moda.

Nie interesuje mnie wybiegowa moda.
Średnio obchodzi jesień-zima, wiosna-lato, London Collections: Men i kto jest na okładce nowego numeru Love (i tak wiem, że to Cara).
Przestała mi się podobać idea, że przez kilka wyraźnie wytyczonych dni modna spódniczka z falbanką staje się niemodną spódniczką z falbanką. I choć bardzo lubię patrzeć na to co noszą ludzie, którzy zawsze są kilka kroków przede mną i podkradać im pomysły to i to chyba nie wzbudza we mnie już takiego entuzjazmu jak kiedyś.
To znaczy, wyjaśnijmy to sobie - nadal lubię ciuchy, nadal lubię dobrze wyglądać i nadal wydaję fortunę na beznadziejne szmaty z wyprzedaży tylko dlatego, że chcę, że mogę i że jestem przykładem idealnego, dwudziestokilkuletniego konsumenta, ale nawet sama praca w sieciówce sprawia, że czasem staję na środku sklepu i nagle zawracam, bo męczą mnie tanie materiały, żarówiaste światła i te okropne, sztuczne zapachy, które ostatnio stały się bardzo modne (w sensie zapachy sklepów, no wiecie, te które rozpylają wam pod nosem. UH.).
I wiecie co? Cieszę się z tego.
Częściowo spowodowała to moja szkoła, na dwóch biegunach - z jednej strony miałam możliwość zobaczyć, że  MODA to nie tylko burgund i mięta, baskinka i, hm, na tym kończy się moja znajomość krojów bluzek, ale też sztuka, nauka, technologia, jedzenie, bla, bla, bla, bla, milion innych rzeczy. Z drugiej - poznałam osoby, które swoją egzystencję opierają na datach fashion weeków i ciągłym podkreślaniem na każdym możliwym portalu społecznościowym podobieństwa swojego życia do tego z "Diabeł Ubiera się u Prady". I zobaczyłam jak szalenie groteskowo  to wygląda.
Przykro mi, ale świat mody to nie diabeł ubierający się gdziekolwiek, a modowe studia to nie oglądanie pokazów z wybiegów i dyskutowanie o najnowszym pre-Fall Celine (ślicznym jednak) i pokazie JW Andersona na LC:M z lampką szampana w ręku. A moimi pracami zaliczeniowymi nie są stylizacje na blożku i kolaże zdjęć z Tumblra.
Częściowo spowodował to na pewno Londyn - mówcie co chcecie, ale przy powrotach do Polski za każdym razem czuję jak straszliwie wszyscy analizujemy się tutaj nawzajem, przyglądamy sobie, sprawdzamy czy jesteśmy lepsi od innych. Sama łapię się na tym cały czas. Tu w sumie mogę założyć albom moje ładne ubrania albo pracowniczą koszulkę uniqlo ze ślicznym napisem "HEATTECH" na piersi i jeansy za 9,90 też stamtąd, a i tak nikt na mnie nie spojrzy. A nawet jeśli spojrzy to upewni się, że myślę, że spoglądał na reklamę albo rozkład metra (które, przy okazji, ma dzisiaj 150te urodziny, juhu!).

Z racji tego w jaką stronę chcę jednak podążać w przyszłości, bez względu na to czy zostanę przy mojej broadcastowej specjalizacji czy nie, muszę w trendach wybiegowych się orientować. I tak, wiem co będzie modne wiosną, ale nie wiem czy będę za tym ślepo podążać.
Więc proszę, proszę, proszę, nie bierzcie mnie za dziewczynkę, która wie jak się ubrać, żeby pasowało. Albo, nie wiem, ma na paznokciach zawsze najmodniejszy odcień czerwieni, bo chyba nią nie jestem.


I ok, pora przyznać się, że piszę to tylko dlatego, że chyba się przeziębiłam, więc leżę w łóżku i jest mi niesamowicie nudno, na przeczytanie czekają na nocnym stoliku dwie książki, których tytuły brzmią super ciekawie i dotyczą tego co mnie interesuje, ALE nie wiem czemu nie chce mi się ich nawet otwierać, a tak w ogóle to dostałam A z ostatniej pracy i poczułam się jak najbardziej genialny student jakiego London College of Fashion miało kiedykolwiek w swoich szeregach.  Zresztą, jestem prawie-nastolatką i prowadzę bloga, to już samo w sobie tak żenujące, że ten jeden głupi wpis niczego nie zmieni.

MÓWIŁAM JUŻ, ŻE DOSTAŁAM A Z OSTATNIEJ PRACY?