Kiedy moja koleżanka spytała się mnie wczoraj czy nie poszłabym z nią na spotkanie ze
Stellą McCartney w
Selfridges, bo akurat ma wolne zaproszenie, obydwie spodziewałyśmy się raczej wykładu czy czegoś mniej lub bardziej w tym stylu. Ku naszemu zaskoczeniu, kiedy tylko pokonałyśmy OGROMNY LONDYŃSKI MRÓZ (tak, wiem ile stopni jest teraz w Jeleniej Górze w nocy. -20. Mimo wszystko i tak będę histeryzowac, że w Londynie jest 0) i weszłyśmy do "Harrodsa na Oxford Street" przywitała nas iPadowa lista gości, kelnerzy roznoszący szampana, gift bags z różowymi truflami i ogólnie. High Life.

Impreza organizowana była z okazji ekskluzywnej współpracy Stelli z Selfridges, czego efektem był jej nowy zapach -
Lily. Bilety dostało pierwszych 100 osób, które go kupiły, ludzie którzy dostają wszystkie bilety, no i my, pierwsza czwórka studentów LCF, która o nie poprosiła. Dodatkowym organizatorem spotkania był Brytyjski Vogue i to jego redaktor naczelna -
Alexandra Shulman - przeprowadzała wywiad z McCartney
Sama rozmowa trwała ok. 45 min - Stella, która w rzeczywistości wygląda o wiele młodziej i ładniej niż na zdjęciach (ok,ok, obydwie miałyśmy
grouppie moment, kiedy stojąc metr obok niej nie mogłyśmy wprost zaczerpnąć powietrza i wpatrywałyśmy się w nią jak w posąg) dała się poznać jako totalnie miła, zabawna i zdystansowana do siebie osoba, tym co najczęściej słyszałam już po zakończeniu spotkania było "I can't believe she's so down to earth!". McCartney mówiła o swojej firme, promowała zapach, ale też i o dzieciach, mężu, życiu na wsi i hodowaniu owiec. Ogólnie miło i nie za długo. Po samym wywiadzie publika dostała chwilę na pytania, a kiedy czas się skończył i okazało się, że kilka osób nie zdążyło ich zadać, Stella sama do nich podeszła, żeby dowiedzieć się co ich interesowało.

My zostałyśmy jeszcze chwilę, udając że wcale nas to nie rusza, na takich imprezach bywamy codziennie i zastanawiając się czy nie spytać Stelli czy zna naszą wykładowczynię (? dziwne słowo), która na KAŻDYM, absolutnie KAŻDYM wykładzie chwali się, że ukończyły
Central Saint Martins w tym samym roku.


No a to już zawartość mojej gift bag - różowe trufle, próbka zapachu i przypinka "I Love Stella!". W sumie to prawda. Po tym spotkaniu jak najbardziej ją kocham.


I to jest ten moment, w którym wracam do rzeczywistości, prez 2 zjedzone czekoladki i 2 lampki szampana idę ćwiczyć tae-bo level 12, a jutro wstaję o 8, bo o 9 - WYKŁAAADY! No cóz.