poniedziałek, 21 stycznia 2013

My London




Niedawno osiągnęłam szczyt żenady - dodałam na Facebooku wpis na więcej niż dwa zdania. W sumie to nic dziwnego, musiałam się wyżalić, że ukradli mi portfel na sekundę przed odjazdem autokaru na lotnisko. Portfel z dowodem w środku. Dowodem, na który byłam odprawiona. No nic, po kilku nerwowych godzinach udało mi się oszukać system i jestem (znów) w domu, żeby załadować akumulatory i odbić sobie super-krótki przyjazd na święta skończony brakiem snu pomiędzy lotem do Londynu a ośmiogodzinną, poranną zmianą w pracy.

Pozostając w temacie żenady - choć niby huhuhu, outfity, piękne minki, cudowne pozy to jednak najwięcej pytań i maili dostaję o Londyn. Umówmy się, to jedyne maile, które dostaję. O tym jak dostać się na studia w Londynie, co to jest UCAS, o co chodzi z referencjami, blablabla. Wypowiadałam się już kiedyś, niezbyt sympatycznie na ten temat tutaj, tym razem przyszło mi do głowy co innego: skoro tak wiele z Was marzy o studiowaniu w Londynie, powinnam Was ustrzec przed popadnięciem w sztampę i nie wiem, odwiedzaniem Starbucksa, Costy i Madame Tussad (jak to się pisze?), kiedy tam traficie. Z obecnych na milionie youtube'owych kanałów London Tags (kolejne żenujące wyznanie: oglądam vlogerki. Dużo. Płaczę, że nie jestem ładna jak one i nie mam pędzelków do kosmetyków i kremów na dzień i na noc) zebrałam trochę, yyy, pytań? I złożyłam wszystko w kupkę.

Uwaga, z góry ostrzegam - od dwóch lat mieszkam w zachodnim Londynie i zawsze, na zawsze będę team West - wiem, że Brick Lane jest pewnie fajniejsze, a kod pocztowy Haggerston czy Dalston uczyniłyby mnie lepszą osobą ale pasuje mi moja POSH lokalizacja (w teorii posh, kiedy mieszka się na blokowisku. Przynajmniej w dobrym otoczeniu :( ). Wszystko będzie więc bardziej zachodnio-skoncentrowane.


1. ULUBIONE MIEJSCE NA ŚNIADANIE

Breakfast Club, Soho 



Choć mają swoje filie jeszcze w kilku innych miejscach na północy i wschodzie. Bardziej amerykańsko, niż brytyjsko - mają super pancakes z syropem klonowym i bekonem, tosty francuskie z syropem klonowym, bekonem i bananem i ogromne śniadania. I jeszcze lepsze smoothies - koniecznie weźcie Mango-Go!
Ceny jak na miejsce ze śniadaniami raczej ze średniej półki. W piątki i weekendy przygotujcie się, że możecie chwilę czekać na stolik.
Przez to, że ostatnio jestem zwolennikiem domowych śniadań ostatni raz byłam tam kilka miesięcy temu, ale kiedy w zeszłym roku bywałam tam dość często obsługa była świetna!


Breakfast Club,
33 D'Arblay Street
W1F 8EU
http://www.thebreakfastclubcafes.com


CREPE PARISIENNE, CHISWICK


No i zaczyna się zupełne koncentrowanie na zachodzie. Okolice Turnham Green i dalej aż do Kew Bridge to okolica uwielbiana przez trzydziestoparoletnie yummy-mummies i ogólnie zaczynająca się oaza spokoju i czystszego powietrza. Dlatego tak bardzo lubię Chiswick i jego główną ulicę. Właśnie na niej znajduje się Crepe Parisienne - odkryte przez nas przez zupełny przypadek, miejsce jakich pewnie mnóstwo w Londynie, ale świetna obsługa i bardzo dobre ceny sprawiają, że wracamy tam praktycznie cały czas, choć już nie mieszkamy tak blisko. 
Uwaga w porach brunchu - w sobotę i niedzielę trudno tam znaleźć miejsce, a dzieci są praktycznie wszędzie.




Crepe Parisienne
132 Chiswick High Road
W4 1PU 





2. Ulubiona Okolica


Nie będę zbyt oryginalna - Soho. Uwielbiam je w ciepłe poranki, kiedy jest spokojne i ciche i w porze lunchu i kolacji, głośne i niesamowicie pachnące restauracyjnym jedzeniem. Jest coś fajnego w tym, że Soho nie jest już aż tak modne jak było kiedyś. Mniej tu aż tak pretensjonalnych ludzi jak w okolicach Brick Lane,   mniej zadęcia South Kensington i Chelsea. Soho plasuje się gdzieś po środku i za to je lubię.
No i sklepy z magazynami - najlepsze w całym Londynie! Jeśli szukacie jakiegoś niszowego wydawnictwa na pewno znajdziecie je tam (albo na stojaku pana z magazynami ze stacji Barons Court, czego nauczyły mnie podróże metrem do pracy, haha)



3. ULUBIONY PARK


A miałam być oryginalna! Uwielbiam Regent's Park i otaczające go kanały, szczególnie wiosną. W samym parku znajduje się zoo (bilet wstępu to kwota z kosmosu) i przecudne rozarium (na szczęście udostępnione za darmo). Kanałami można dojść aż do północno zachodniego Londynu (przy okazji podglądając zwierzęta w zoo), przez Małą Wenecję (miejsce, gdzie ludzie mieszkają na barkach) albo w okolice Camden. To dość długi spacer, ale jeśli znajdziecie się kiedyś w Londynie z dziwną potrzebą odwiedzenia Camden Town (brr), zejdźcie nad kanały, przejdźcie się po Regent's Park, a potem znów kanałami pójdźcie do Małej Wenecji i wróćcie do domu w okolicach Paddington czy Edgware Road podziwiając przy okazji tak rzadko zauważaną specyficzność północnego Londynu (który ostatnio podoba mi się tak, że jestem w stanie porzucić West Ken i sprzedać siebie, żeby pozwolić sobie na opłacanie czynszu gdzieś w tych okolicach).



 

4. Metro porady
  • Wiedz gdzie przesiadać się z jednej linii na drugą - omijaj Green Park, samo przejście z peronu Victorii na Piccadilly zajmuje tam dobre dziesięć minut. Dodaj do tego masę ludzi w godzinach szczytu i wyobraź sobie ile zajmie to wtedy. Nigdy nawet nie myśl o tym, żeby około dziewiątej rano w tygodniu wysiadać czy wsiadać na Bank. Mój pochodzący spod Londynu współlokator powiedział mi kiedyś, że nigdy nie widział tyle ludzi w jednym miejscu, co tam. 
  • Unikaj jeżdżenia District line i jej siostrzanych Circle i Hammersmith&City - wierz mi, mieszkam koło niej i czasem wybieram znajdującą się trochę dalej stację metra Piccadilly. Jest porażająco wolna, często się spóźnia i ogólnie jeździ jak się jej to tylko podoba. Ma jeden plus - jedzie dość długo na powierzchni, więc masz zasięg w telefonie.
  • Zainstaluj sobie na Tube Map na telefonie (tu link do appstore, ale jestem prawie pewna, że wychodzi też na androdia). Zaoszczędziła mi stresu wiele razy pokazując za ile tak naprawdę przyjedzie moje metro na stacjach, na których nie ma ekranów z tą informacją (czytaj - każdej stacji w mojej okolicy)
5. Ulubiona galeria/muzeum



Saatchi, Saatchi i jeszcze raz Saatchi! Jest położona w Chelsea - znanym z bogatych dzieciaków i ich jeszcze bogatszych rodziców i co jakiś czas zmienia swoje wystawy. Prawdziwy szturm przeżyła chyba, gdy Karl Lagerfeld postanowił właśnie tam pokazać swoje zdjęcia w ramach projektu Little Black Jacket (który może i był estetyczny,ale porażająco nudny), obecnie większa część galerii poświęcona jest sztuce Związku Radzieckiego. 

Jest interesująco, niebanalnie i co ważne - przez większą część tygodnia cicho i spokojnie. Dzięki Charlesie Saatchi (prywatnie mężu Nigelli, o, z ciekawostek)!



Saatchi Gallery
Duke of York's HQ
King's Road
SW3 4RY
http://www.saatchi-gallery.co.uk

6. Londyński sekret

Brixton Market



To już chyba co raz mniejszy sekret, ale dla kogoś, kto przyjeżdża do Londynu pierwszy raz nadal dość niezbadany obszar. 
Muszę przyznać się do czegoś smutnego - należę do osób dość stereotypowo postrzegających okolice na południe od rzeki, więc pierwszy raz jechałam w okolice Brixton z ręką na sercu. Szczególnie, że podróży metrem towarzyszyły nam starszy mężczyzna wykrzykujący coś co chwilę do siebie. Po przejściu przez dość makabryczną ulicę wypełnioną sklepami mięsnymi (radzę zatkać nos) naszym oczom ukazała się spokojna i bardzo urocza część Brixton Market - wypełniona przyjemnymi miejscami do jedzenia, kawiarniami i ciekawymi sklepami.
To tu zaczynało kilka restauracji, które wybiły się na tyle, by otworzyć swoje filie w kilku innych miejscach w centrum Londynu (szczególnie polecam Honest Burgers i Franco Manca), a przy stolikach pełno jest młodych rodzin i ciekawie ubranych ludzi. Dojazd z centrum bardzo dobry, wystarczy wziąć Victoria Line np. z Oxford Circus. 





Tyle póki co ode mnie - może jest coś o Londynie, co chcielibyście wiedzieć? Tylko proszę, nic o studiowaniu. Pytajcie się w komentarzach, w sumie z chęcią odpowiem, bo nie mam co robić, uwięziona w zasypanym śniegiem domu ;) 



12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

co można w londynie robić za darmo? :) pytam serio.

Dag'marre pisze...

Saatchi jest za darmo :). Podobnie jak większość muzeów i galerii, w tym te najbardziej "rozrywkowe" jak Science i Natural History Museum, świetne Victoria&Albert (wszystkie zgromadzone na Exhibition Road na South Kensington), najbardziej znane British Museum, itd., itp.

Za darmo są też parki, które latem albo późną wiosną są najlepsze na świecie - masz i takie, gdzie jest dużo miejsca, żeby np. w coś pograć (Hyde Park), te bardziej zaciszne, przypominające może trochę laski (Holland Park) i te wszystko-w-jednym (Regent's Park).

glonojad pisze...

Będzie z Ciebie całkiem niezły journalist. Tak sobie myślę. Może nie mnie to oceniać, bo to nie moja branża, ale jeśli czytam zawsze wszystko co napiszesz, nie ważne ile wypowiedź liczy wyrazów, to znaczy, że coś wisi w powietrzu. Bo naprawdę rzaaadko kiedy mi chce coś u kogoś na blogu czytać widząc notkę dłuższą niż 3 zdania. Pozdrawiam!

Diedra pisze...

Tak z ciekawosci : jak udalo Ci sie poleciec bez dowodu? Mam nadzieje, ze taka sytuacja nigdy mnie nie spotka, ale gdyby juz, chyba nie wiedzialabym co robic :) Pozdrawiam

Dag'marre pisze...

Autobus miałam z Victorii - mieszkam trzy przystanki metra od niej, więc obudziłam moją współlokatorkę i kazałam jej biec na najbliższą mojemu mieszkaniu stację z moim paszportem (opłacało się jednak schować go głęboko za książkami i nigdy nie wyjmować w razie czego), podjechałam tam, wróciłam na Victorię, złapałam późniejszy autobus na ten sam bilet (mój samolot był i tak opóźniony o godzinę przez śnieg)i już z autobusu na Stansted zadzwoniłam do Ryanaira, przedstawiłam im sytuację i podałam dane nowego dokumentu (na lotnisku zażyczyliby sobie za coś takiego 50 funtów, przez telefon są w stanie to zrobić, jeśli jest się wystarczająco dramatycznym). No. I w sumie tyle. Po drodze dostałam trzech ataków paniki i wymieniłam piętnaście telefonów z rodzicami, ryczałam w metrze i ogólnie, living London dream ;)

Diedra pisze...

No tak, racja, przeciez ludzie jeszcze paszporty maja :) Zawsze zapominam, bo moj sie skonczyl jakies 3 lata temu i zawsze mi nie po drodze go odnowic.
A tak wogole, swietny post, osobiscie uwielbiam Brixton Market, mieszkam jakies 15 minut autobusem od niego i czesto wpadam tam cos przekasic.

Dag'marre pisze...

O, a gdzie mieszkasz dokladnie? Fajnie sie mieszka na poludniu? :) Bo ogolnie zastanawiamy sie gdzie chcemy teraz mieszkac i w sumie wszystkie moje pomysly sa albo super drogie albo dalekie od naszych szkol i szukam jakiejs alternatywy.

Anonimowy pisze...

jak Ci się nudzi w domu zasypanym sniegiem to wybierz się do kawiarnii nad Żeromem, polecam :)

Anonimowy pisze...

moja koleżanka miała kiedyś podobną sytuację - przyleciała na dwa tygodnie do Polski z Erasmusa, ukradli jej tu portfel;] była odprawiona na dowód (ryanair) ale jak wracała to po prostu pokazała dowód zamiast parzportu i nikt nic nie powiedział (nie zgłaszała tego liniom) także możliwe, że nie trzeba mieć przy sobie tego dokumentu na który się odprawiało tylko paszport lub dowód

aga

Diedra pisze...

Mieszkam na Streatham, nie jest to zbyt piekna dzilnica :) ale powolutku idzie ku dobremu. Ogolnie uwielbiam poludnie, przede wszystkim za bliskosc do centrum. W mojej okolicy sa 3 stacje pociagow, do Brixton (czyli do metra) 15 - 20 minut autobusem. Generalnie do scislego centrum okolo 30 minut. No i jezeli chodzi o koszty wynajecia mieszkania to na Streatham jest calkiem tanio :)

Anonimowy pisze...

kolejny post, PLEEEASE

Wanda pisze...

No, wszystko wszystkim, ale najlepsze na świecie parki to są w Berlinie. ;pp