środa, 9 stycznia 2013

Nie interesuje mnie moda.

Nie interesuje mnie wybiegowa moda.
Średnio obchodzi jesień-zima, wiosna-lato, London Collections: Men i kto jest na okładce nowego numeru Love (i tak wiem, że to Cara).
Przestała mi się podobać idea, że przez kilka wyraźnie wytyczonych dni modna spódniczka z falbanką staje się niemodną spódniczką z falbanką. I choć bardzo lubię patrzeć na to co noszą ludzie, którzy zawsze są kilka kroków przede mną i podkradać im pomysły to i to chyba nie wzbudza we mnie już takiego entuzjazmu jak kiedyś.
To znaczy, wyjaśnijmy to sobie - nadal lubię ciuchy, nadal lubię dobrze wyglądać i nadal wydaję fortunę na beznadziejne szmaty z wyprzedaży tylko dlatego, że chcę, że mogę i że jestem przykładem idealnego, dwudziestokilkuletniego konsumenta, ale nawet sama praca w sieciówce sprawia, że czasem staję na środku sklepu i nagle zawracam, bo męczą mnie tanie materiały, żarówiaste światła i te okropne, sztuczne zapachy, które ostatnio stały się bardzo modne (w sensie zapachy sklepów, no wiecie, te które rozpylają wam pod nosem. UH.).
I wiecie co? Cieszę się z tego.
Częściowo spowodowała to moja szkoła, na dwóch biegunach - z jednej strony miałam możliwość zobaczyć, że  MODA to nie tylko burgund i mięta, baskinka i, hm, na tym kończy się moja znajomość krojów bluzek, ale też sztuka, nauka, technologia, jedzenie, bla, bla, bla, bla, milion innych rzeczy. Z drugiej - poznałam osoby, które swoją egzystencję opierają na datach fashion weeków i ciągłym podkreślaniem na każdym możliwym portalu społecznościowym podobieństwa swojego życia do tego z "Diabeł Ubiera się u Prady". I zobaczyłam jak szalenie groteskowo  to wygląda.
Przykro mi, ale świat mody to nie diabeł ubierający się gdziekolwiek, a modowe studia to nie oglądanie pokazów z wybiegów i dyskutowanie o najnowszym pre-Fall Celine (ślicznym jednak) i pokazie JW Andersona na LC:M z lampką szampana w ręku. A moimi pracami zaliczeniowymi nie są stylizacje na blożku i kolaże zdjęć z Tumblra.
Częściowo spowodował to na pewno Londyn - mówcie co chcecie, ale przy powrotach do Polski za każdym razem czuję jak straszliwie wszyscy analizujemy się tutaj nawzajem, przyglądamy sobie, sprawdzamy czy jesteśmy lepsi od innych. Sama łapię się na tym cały czas. Tu w sumie mogę założyć albom moje ładne ubrania albo pracowniczą koszulkę uniqlo ze ślicznym napisem "HEATTECH" na piersi i jeansy za 9,90 też stamtąd, a i tak nikt na mnie nie spojrzy. A nawet jeśli spojrzy to upewni się, że myślę, że spoglądał na reklamę albo rozkład metra (które, przy okazji, ma dzisiaj 150te urodziny, juhu!).

Z racji tego w jaką stronę chcę jednak podążać w przyszłości, bez względu na to czy zostanę przy mojej broadcastowej specjalizacji czy nie, muszę w trendach wybiegowych się orientować. I tak, wiem co będzie modne wiosną, ale nie wiem czy będę za tym ślepo podążać.
Więc proszę, proszę, proszę, nie bierzcie mnie za dziewczynkę, która wie jak się ubrać, żeby pasowało. Albo, nie wiem, ma na paznokciach zawsze najmodniejszy odcień czerwieni, bo chyba nią nie jestem.


I ok, pora przyznać się, że piszę to tylko dlatego, że chyba się przeziębiłam, więc leżę w łóżku i jest mi niesamowicie nudno, na przeczytanie czekają na nocnym stoliku dwie książki, których tytuły brzmią super ciekawie i dotyczą tego co mnie interesuje, ALE nie wiem czemu nie chce mi się ich nawet otwierać, a tak w ogóle to dostałam A z ostatniej pracy i poczułam się jak najbardziej genialny student jakiego London College of Fashion miało kiedykolwiek w swoich szeregach.  Zresztą, jestem prawie-nastolatką i prowadzę bloga, to już samo w sobie tak żenujące, że ten jeden głupi wpis niczego nie zmieni.

MÓWIŁAM JUŻ, ŻE DOSTAŁAM A Z OSTATNIEJ PRACY?


8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A moim zdaniem trzeba rozróżnić modę i styl.
To, że nie interesuje Cię obecna w tym SEZONIE(hihi) moda (załóżymy, że tak nie jest, chociaż wiadomo, że jest inaczej), nie znaczy, że nie nadajesz się do prowadzenia bloga. Albo nie możesz mieć na jakiś temat własnego zdania, co do siebie pasuje.

Chciałam napisać, że swoją drogą Twój blog jest jednym z lepszych blogów, ale po namyślę napiszę, że to ja uważam, że jest ciekawy i uwielbiam na niego zaglądać.
Więęc, zdrowiej, bo w chorobie chore rzeczy przychodzą do głowy jak ma się za dużo czasu i dalej tak trzymaj!

Uff, nie wierzę, że zostawiam gdziekolwiek komentarz.

Dag'marre pisze...

Haha, nie nie nie nie, teraz wszyscy pomyślą, że to było po to, żeby ludzie pisali mi, że jestem super i żebym się nie przejmowała, tak jak wtedy jak miałam 14 lat i groziłam, że zamknę swojego photobloga,bo dostałam za mało komci pod wpisem o tym, że nie lubię mojej mamy, bo nie pozwala mi zrobić sobie kolczyka w wardze.

To raczej takie luźne przemyślenia po tym, jak spędziłam wczoraj dwie godziny siedząc obok jednego chłopca z mojego kursu mówiącego mi o tym jakie to ma ciężkie życie, bo nie może pogodzić szkoły i fashion weeku ;)

Katia pisze...

Przyznaję, że moje podejście do mody też się astronomicznie zmieniło i jest zupełnie inne niż kiedyś. Wciąż podziwiam niesamowite kolekcje (Balenciaga, Celine, Givenchy itp.), zachwycam się zdjęciami w magazynach, oglądam tysiące modowych blogów, a sama... chodziłabym w dresie. Bo wszystko innej jest żałosnej jakości, albo nie wyglądam w tym dobrze. I przyznam, że trochę chciałabym wrócić do "miłości do zakupów", bo miało to swoje fajne strony (tzn. miałam w czym chodzić...), a z drugiej strony od miesięcy nie mogę nic kupić...

Agata pisze...

a to akurat bardzo dobrze, bo to troche smutne, kiedy wszyscy sezon w sezon wygladaja jednakowo, tj ja i tak na modzie sie ani nie znam, ani mnie to niespecjalnie interesuje, ale czasem lubie sobie ogladac ladnie poubieranych ludzi i w ogole ladne ubrania, na ktore mnie nie stac i czasem jak tak patrze to troche smutno to w gruncie rzeczy wyglada. najgorszy byl lodzki fashion week, nie wiem, ludzie piali z zachwytu, ja osobiscie mam nadzieje, ze moze to tylko polski jest tak starszliwie beznadziejny

Dag'marre pisze...

Chęć naśladowania innych i swoista uniformizacja będą w świecie mody zawsze - tak w końcu działa i tak działają same trendy, trzeba westchnąć i przyzwyczaić się do tego, że sami jesteśmy jakimś trybikiem w tej maszynie za każdym razem kiedy kupujemy coś w sklepie. To, co mnie najbardziej wkurza w tym wszystkim to podchodzenie do mody, ubrań, wybiegowych trendów z niemalże namaszczeniem - ok, potrafię docenić ładne ubranie, potrafię docenić dobry projekt, ale to w jaki sposób powstało to tak naprawdę wynik milionów rynkowych analiz i pracy sztabu ludzi, a nie świętej i natchnionej wizji jednego projektanta

Anonimowy pisze...

fantastyczny wpis, równie dobrze się Ciebie czyta co ogląda a to wcale nie jest oczywiste. jesteś mądrą dziewczyną :) i inspirujesz mnie SWOJĄ POSTAWĄ i przenikliwą refleksją a mam kilka lat więcej, właśnie kończę studia 'z tych poważnych kierunków' czyt prawo/medycyna/architektura blabla cichcem podglądając modowe blogi i oglądając gossip girl.
i czasem łapię się na tę powierzchowność.

cieszę się,że wchodząc tutaj nie czuję 'guilty pleasure'.

podoba mi się myśl,że można cieszyć się z ubrań/mody/rzeczy łatwych i przyjemnych nie będąc przy tym Kasią Tusk.

gdybym kiedyś miała bloga(wiem,ze nie będę go miała nigdy) to chciałabym żeby był taki jak Twój.

pozdrawiam,
Inga

pisz częściej :-D

Anonimowy pisze...

jesteś super :)

Karolina pisze...

mam podobnie z fotografią. ale chyba wszystko co kiedyś nas fascynowało z daleka, po przyjrzeniu się temu z doskonałości. czy cośtam... :P