niedziela, 26 września 2010

The best of London Fashion Week S/S ''11

Wiem, że mam lekki poślizg, wiem że w sumie to, co uważam za ładne, a co nie, ale co do tego pierwszego - miałam kilka przyjemniejszych i mniej przyjemnych rzeczy do roboty, a co drugiego - szczerze mnie to nie obchodzi, lubię tutaj pisać o takich rzeczach, lubię tu pisać w ogóle. A więc.

Wiecie, na tej wielkiej modzie, inspiracjach, itd. znam się ogólnie dość średnio, a jeszcze z kilka miesięcy temu to wszystko było dla mnie totalną czarną magią, więc zazwyczaj wybieram z propozycji to,co mi się podoba, nawet jeśli nigdy bym tego nie założyła, nie patrząc na jakieś inklinacje, inspiracje czy możliwość założenia tego na ulicę. Lubię mocne kolory (najnowsza kolekcja Jill Sander spowodowala,ze moje serce przestało na sekundkę bić, Raf Simons to mistrz!), ale lubię też wszystkie wyprane, wytarte, rozwodnione i rozmącone - to wszystko zależy od tego, w jakiej formie się je poda. Lubię architektoniczne, idealnie skrojone ciuchy, ale kocham i te workowate, wygodne, niedbałe. Mój styl nie definiuje jednoznacznie tego, co mi się podoba, a co nie.

No ale bez tych zbędnych dygresji, moje subiektywne the best of:





A tak w ogóle to na weekend jadę do Pragi, także jak ktoś mógłby polecić mi fajne, nietypowe, urocze miejsca (no wiecie, babeczki, wata cukrowa, bańki mydlane, zero zabytkow - mieszkam 1,5h samochodem od Pragi i widzialam je milion razy) oprócz Topshopu, to byłabym wdzięczna ;).

Buziaki!

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

a ja nie mogłabym wybrać swojego the best. także podziwiam, bo mi się zbyt wiele rzeczy podoba z tego tygodnia. :)

Aśa :) pisze...

Co do Pragi nie pomogę.
Co do stylu swego - chyba go nie mam. Podoba mi się mnóstwo rzeczy ale nie umiem ich (w zimne miesiące) zestawiać. Latem tego problemu nie mam, ale to dlatego, że prawie niczego na siebie nie wkładam. :)