środa, 2 maja 2012

Like Crazy

Im dłużej studiuję kierunek związany z modą tym bardziej przestaje mnie ona interesować - mam chyba zbyt dużo do czynienia z osobami, które widzą ją bardzo płasko, jednowymiarowo, jako sukienkę, którą ma na sobie Charlize Theron na okładce najnowszego wydania Vogue'a - smutne. Czasem jednak udaje mi się spojrzeć na coś z czysto modowego (wiem, że takie słowo nie istnieje, "modnego" brzmi jednak chyba trochę za głupio) punktu widzenia. Na przykład na film.

"Like Crazy" polecił mi mój przyjaciel, kiedy akurat przeżywałam załamanie nerwowe i depresję ze względu na to, że musiałam spędzić 24h w Londynie praktycznie zupełnie sama, a jedyną osobą, z którą mogłam porozmawiać była filipińska sprzątaczka (odbyłyśmy 10minutową pogawędkę na temat suszarek do ubrań, jak miło) i szukałam czegoś, co zajmie mnie do 11 następnego dnia, kiedy umówiłam się ze znajomymi na oddawanie prac i wspólne obejrzenie Black Swan w ramach uczczenia zakończenia semestru (tego samego dnia jechałam też minicab o czwartej nad ranem pierwszy raz w życiu, dość nerwowe 48h).

Mała rada - nie oglądajcie tego, kiedy wiecie, że przez najbliższe 24h nie zobaczycie żadnej znajomej buzi. Ja przepłakałam półtorej godziny.

Film zdobył ogólnie mnóstwo nagród na Sundance, ale nie krzyczy "JESTEM ALTERNATYWNY" w każdym ujęciu. To po prostu miła i trochę smutna, typowa historia. Jest dziewczyna z brytyjskim akcentem w LA, jest Amerykanin, jest koniec studiów, koniec wizy, płacz, rozstania, powroty, dziewczyna z Hunger Games (jak ona się nazywała?), dużo ładnych zdjęć Londynu i właściwie tyle.

Nie na tym chciałam się jednak skupić, a na strojach głównej bohaterki - Anny, granej przez Felicity Jones, która zresztą ma już na swoim koncie występ w kampanii kosmetyków Dolce&Gabbana, więc to chyba całkiem nieźle.


Felicity Jones dla Dolce&Gabbana czyli triumf photoshopa nad dziewczęcą urodą.


Historia zaczyna się kiedy Anna jest studentką, a jej styl jest słodki i bezpretensjonalny - zresztą, studiuje w LA, więc jaki miałby być jej styl? Nosi balerinki, rozkloszowane bawełniane spódnice, różowe koszulki, ma związane od niechcenia włosy. Ogólnie sprawia, że mam ochotę zarezerwować pierwszy lepszy bilet do trochę cieplejszego kraju i uciec.




Co najciekawsze jednak, w wyniku wielu różnych zdarzeń, których nie chcę wam teraz przedstawiać, żeby nie popsuć oglądania całego filmu (co i tak pewnie zaraz zrobię), styl Anny ewoluuje, robi się dojrzalszy, ale cały czas pozostaje w nim coś dziewczęcego, "nie na siłę", totalnie, no, effortless, co sprawia wrażenie, że Anna wybrała tak naprawdę pierwsze  lepsze ciuchy w swojej szafie i postanowiła je założyć, a nie to, że tak naprawdę to przygotowany na kilka miesięcy wcześniej przez stylistkę strój. Pomaga w tym na pewno fakt, że sama Felicity jest prześliczną dziewczyną (no, kobietą), która oprócz wspomnianego już udziału w kampanii Dolce&Gabbana ma też na koncie występ w reklamówkach Burberry.


 


Ze wszystkich kreacji Anny tą, która zachwyciła mnie jednak najbardziej i sprawiła, że nie wyobrażałam sobie mojego dalszego życia bez błękitnego lakieru do paznokci była (UWAGA UWAGA, tutaj psuje oglądanie połowy filmu) jej suknia ślubna - maksymalnie skromna i prosta, a jednocześnie totalnie efektowna, jeśli to w ogóle możliwe. Chyba po prostu w tym przypadku sprawdza się zasada, że ładnemu we wszystkim ładnie.





No ale - zdjęć z filmu jest ogólnie dość mało, a i mój słomiany zapał każe mi teraz skończyć, w dużym skrócie więc - jeśli lubicie spokojne, ładne filmy - obejrzyjcie "Like Crazy". Jeśli lubicie ładne dziewczyny noszące ładne ciuchy - tym bardziej. To taka smutniejsza wersja "500 Days of Summer"





4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wspaniały film! Możesz polecić jakieś inne w podobnym klimacie?
Felicity jest śliczna ;)
Marta

N. pisze...

chętnie obejrzę :)

Karolina pisze...

no tak widziałam ten film i płakałam po nim jakies dziesięć godziń :P ale był cudny

Kill4Shoes pisze...

Jak ja uwielbiam czytać to co piszesz. A film obejrzę na pewno.

Angelika