Dzień dobry, dziś strój z dziedziny takich, które wkłada się w niedziele kiedy cały dzień pada, a jedyną atrakcją jest wyjście do centrum handlowego,zrobienie zakupów spożywczych na przyszły tydzień i ośmiusetstronnicowa London: The Biography, która właśnie na mnie czeka. Wspomnę więc tylko,że szukałam takiego swetra od miesiąca, a znalazłam go w charity shopie za 6 funtów. Jest trochę za duży, ale 6 funtów za nienoszony sweter z topshopu z metką to chyba niezła opcja.
poniedziałek, 30 kwietnia 2012
sobota, 28 kwietnia 2012
No way back
Przez dziewiętnaście lat mojego życia w Polsce ani razu nie trafił mi się ładny weekend majowy, a ten w zeszłym roku był wręcz ekstremalny, bo w dniu mojej matury z polskiego spadł śnieg. ŚNIEG. Dlatego też niesamowicie zazdroszczę osiemdziesięciostopniowych upałów podczas gdy w Londynie prawie bez przerwy pada od dwóch tygodni i nie wiadomo kiedy przestanie. Czasem jednak udaje mi się złapać 10 minut słońca i cieszę się wtedy pewnie prawie tak jak górnicy uwięzieni w Chile (?), którzy zobaczyli światło pierwszy raz od iluśtam dni.
środa, 25 kwietnia 2012
The trend of the recession
Dziś (dzięki magicznej funkcji planowania publikacji postów, która być może sprawi, że moje weekendy staną się bardziej produktywne i być może doprowadzi do tego, że zdacie sobie sprawę, że tak naprawdę studiuję dziennikarstwo, a nie samouwielbienie) trochę do poczytania. Trochę dużo.
hm, ja. W turbanie. Bardzo trendy. |
Jeśli przebrnęliście przez taką ilość tekstu, z pewnością przebrniecie też przez to – tekst jest, co może być zaskakujące, bardzo skrócony (minimum na jakie musieliśmy napisać to 1200 słów). Luźno tłumaczone z angielskiego. Po oryginał razem z layoutem, który również musiałam stworzyć zapraszam do kontaktu mailowego.
RECESYJNY TREND
Szalenie podrygujące do rytmu bezwstydnego Charlestona kolana to pierwsza rzecz, którą można zauważyć, gdy przygląda się jej podczas tańca – nic zaskakującego, kiedy weźmiemy pod uwagę to, że jej luźna sukienka bez rękawów z obniżoną talią po prostu wokół niej wiruje, pokazując szerszej publice nie tylko szokująco rozległą część jej prawie nagich nóg, ale i podwiązki przytrzymujące prześwitujące pończochy. Długi sznur białych pereł to jej jedyna biżuteria, sukienka jest w końcu wystarczająco zdobna, a jedwabny turban w kolorze głębokiej czerwieni zastępuje jej codzienne nakrycie głowy, które nosi by podkreślić najmodniejszą fryzurę tamtych czasów (krótką i perfekcyjnie wymodelowaną) – kapelusz w kształcie dzwonu. Jest flapperką – palącą, głosującą, słuchającą jazzu i prowadzącą swój własny automobil, wyzwoloną dziewczyną. Styl życia, na który się zdecydowała to reakcja na czasy, w których przyszło jej żyć, gdy świat cały czas leczy swoje rany po Pierwszej Wojnie, a każdy w głębi duszy chowa przerażającą myśl, że wszystko, tak pieczołowicie odbudowane, może w każdej chwili runąć w gruzach. Tak się też dzieje, wraz z Wielkim Krachem na Wall Street, który sprawia, że rok 1929 przynosi zindustrializowanemu, zachodniemu społeczeństwu nic prócz głodu i biedy. Flapperka nie może sobie pozwolić na to, by żyć tak jak żyła dotychczas, jest jednak coś, co pozostaje nie tylko przy niej, ale też całym, zainteresowanym modą, świecie – turban, malutka doza orientalnego luksusu w trudnych czasach, który trwa w modzie jeszcze przez następne dwie dekady, po czym co jakiś czas wraca znów w jej łaski.
PRADA S/S 2007 |
Doskonale zdając sobie sprawę z tego, że marna jakość materiałów to coraz częściej problem nie tylko sieciówek, ale i marek powszechnie postrzeganych jako luksusowe, ludzie skłaniają się do kupowania akcesoriów nie tylko z łatwością łączonych z bogactwem i klasą, ale jednocześnie posiadających unikalnego i ulotnego ducha dobrych czasów. Być może dlatego trubanowi udaje się zyskiwać rosnącą popularność – to nie tylko kropla mocnego koloru na ustach czy małe świecidełko błyszczące na palcu, ale i modowy i kulturowy symbol posiadający własną historię, zarówno jako ulubione nakrycie głowy Flapperek z lat dwudziestych, Diw ery złotego Hollywood czy pierwszej superpopularnej chudziutkiej modelki Twiggy, jak i będący kawałkiem tkaniny noszonym codziennie przez mieszkańców Środkowego Wschodu czy południowej części Afryki. Nie można zapomnieć też o jego orientalnych korzeniach i łączącą się z nim romantyczną, zmysłową, ale i tajemniczą atmosferą Baśni Tysiąca i Jednej Nocy.
Zwracając uwagę na fakt, że turban nie jest jednocześnie zbyt orientalny czy ekstrawagancki (bycie częścią brytyjskiego, multikulturowego społeczeństwa uczyniło wielu ludzi wręcz przyzwyczajonymi do widoku osoby noszącej nawet najbardziej oryginalny turban), do niczego nie pasuje tak dobrze jak do małej, czarnej sukienki, a swoją obecnością może dodać charakteru zwykłemu połączeniu jeansów z białym t-shirtem, uświadomić sobie można, że turban to ten rodzaj trendu, który po prostu nie może się nie rozprzestrzenić. Nieważne czy ma go na sobie studentka artystycznego kierunku wynajmująca pokój z koleżanką gdzieś na Shoreditch czy manager banku ulokowanego gdzieś w City – z turbanem na głowie obie mogą wyglądać tak uwodzicielsko jak Greta Garbo czy, szukając współczesnych przykładów, współpracująca z wielkimi domami mody stylistka Catherine Baba. Jedyną kwestią, która rzucać może cień na turbanowy trend jest pytanie, czy skoro stał się on nakryciem głowy, które kupić możemy w Topshopie tuż za rogiem, nadal uda mu się zachować wiążący się z nim czar i indywidualny styl, który nadaje on każdej dumnie noszącej turban kobiecie? Pozwólmy by czas przyniósł nam odpowiedź na to pytanie, a w międzyczasie – z radością obserwujmy kolorową paradę turbanów na londyńskich ulicach!
Jean Harlow, 1931 |
Brick Lane, Styczeń 2012 |
John Prince's Street, Styczeń 2012 |
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
Have we met before?
Achhh te cudowne zdobycze technologii! Prawdopodobnie jestem właśnie w szkole słuchając jaka to ważna jest praca zespołowa albo z moją grupą (wspominałam już, że koniec końców łaskawe lcf pozwoliło nam wybrać sobie grupy SAMEMU? Każdy był w takim szoku, że czekaliśmy do końca ubiegłotygodniowego wykładu na okrzyk "NIESPODZIANKA, JESTEŚCIE W TOTALNIE INNYCH GRUPACH!), rozpaczliwie szukając target marketu dla naszego magazynu, a wy prawdopodobnie się lenicie przed komputerami albo odwlekacie coś ważnego, co musicie robić. No ale nieważne. Mała wariacja na temat poprzedniego stroju - tym razem w wersji dziwnie długiej i z koszulką powstałą nie dzięki mnie, a niesamowitemu kunsztowi h&mowskich krawców. Miłego popołudnia!
piątek, 20 kwietnia 2012
środa, 18 kwietnia 2012
stay gold
Gdy w zeszłym semestrze LCF kazało nam śledzić trendy niektórym spodobało się to aż ZA bardzo - no, może nie za bardzo, ale powzięli wnioski (mądrze piszę) i postanowili zamienić swoje odkrycie w coś kreatywnego. Tak było w przypadku mojej koleżanki, która pisząc o kwiatach we włosach (ale bardziej Lana Del Rey niż h&m 9,99 klipsy, które noszę niemodna ja) wciągnęła się w robienie kwiatowych opasek - ŚLICZNYCH kwiatowych opasek. Wiem, bo poprosiła mnie, żebym zapozowała w nich na potrzeby jej, hm, sklepu na ASOS MARKETPLACE.
No jej, weźcie pod uwagę, że jestem po dwóch dwugodzinnych wykładach i wstawaniu codziennie o jakiś nienormalnych porach. Taka unretouched, saute wersja mnie. I wiało. Przez to moje włosy przybrały dziwną formę. Hm.
Oprócz tego Christine sprzedaje też trochę ślicznych vintage zegarków i pierścionków - jako, że jest najdrobniejszą osobą, jaką znam większość z jej kolekcji jest na nią po prostu... za duża. Tutaj mały występ gościnny moich ślicznych rączek.
A gdzie to wszystko? I tu najważniejszy fragment - WŁAŚNIE TUTAJ.
No jej, weźcie pod uwagę, że jestem po dwóch dwugodzinnych wykładach i wstawaniu codziennie o jakiś nienormalnych porach. Taka unretouched, saute wersja mnie. I wiało. Przez to moje włosy przybrały dziwną formę. Hm.
Oprócz tego Christine sprzedaje też trochę ślicznych vintage zegarków i pierścionków - jako, że jest najdrobniejszą osobą, jaką znam większość z jej kolekcji jest na nią po prostu... za duża. Tutaj mały występ gościnny moich ślicznych rączek.
A gdzie to wszystko? I tu najważniejszy fragment - WŁAŚNIE TUTAJ.
niedziela, 15 kwietnia 2012
The last day of freedom
A więc stało się. Moja spring break się kończy. Dziś. Właśnie. Od jutra czeka mnie najtrudniejszy, trzeci trymestr pierwszego roku na LCF. Czemu najtrudniejszy? Bo pracujemy w grupach. Po 10 osób. Chociaż lubię większość osób z mojego roku i prawdopodobieństwo na to,że trafię na ludzi, z którymi zupełnie nie umiem się dogadać jest dość małe (chociaż znając mnie wyląduję akurat z 9 uczniami z listy "najgorsza grupa w jakiej możesz być", którą zrobiliśmy przed świętami ze znajomymi, wspomnijcie moje słowa) to JUHUUU DAGMARA, przygotuj się na 8 (?) tygodni martwienia się o każdy najdrobniejszy detal i szczegół oraz tworzenie beznadziejnych scenariuszy w swojej głowie. 10 tygodni i Polska zobaczy mnie na trochę dłużej niż zazwyczaj - chociaż perspektywa spędzenia chociaż części wakacji w Londynie wydaje się całkiem atrakcyjna to a)wolę zaoszczędzić czynszowe pieniądze i wydać je na na przykład, hm, nie wiem b)ZDECYDOWANIE chcę ominąć całe olimpijskie szaleństwo, zamkniętych osiemdziesiąt linii metra i zmianę trasy stu czterdziestu autobusów.
No nic, ale się rozpisałam, hihi, a chodziło mi głównie o to, że to był ostatni tydzień, kiedy wrzucam tutaj zdjęcia praktycznie co dwa dni. NO NIE.
(Tak, wiem że torba mi nie pasuje,przepraszam, popracuję nad tym)
No nic, ale się rozpisałam, hihi, a chodziło mi głównie o to, że to był ostatni tydzień, kiedy wrzucam tutaj zdjęcia praktycznie co dwa dni. NO NIE.
(Tak, wiem że torba mi nie pasuje,przepraszam, popracuję nad tym)
piątek, 13 kwietnia 2012
When I was a youngster
Hahaha, wymyślanie tytułów postów to dla mnie największe kreatywne wyzwanie (od poniedziałku znów chodzę do szkoły,ze stanem mojego mózgu jest średnio, boję się) - tym razem tytuł piosenki, która prześladowała mnie co dwadzieścia minut w pracy, bo uznałam, że jest ładny i pasujący - mam na sobie sukienkę kupioną podczas mojego pierwszego wyjazdu do Londynu. W grudniu 2009 prezentowałam się w niej jako ponętna siedemnastka mniej więcej TAK Teraz moje focie są bardziej artystyczne i rozmazane, bo jestem prawdziwą artystką z artystycznej uczelni, wcale nie dlatego, że w moim obiektywie ostrość ustawia się ręcznie, a po co tracić czas na takie głupoty, kiedy można wmówić, że tak miało być. No nieważne. ENJOY! (hihi, żeby być taką światową i w ogóle)
środa, 11 kwietnia 2012
I'll take you anywhere you wanna go
Ostatnio mam okazję zaliczać wszystkie turystyczne atrakcje Londynu od początku - czasem jest to całkiem miłe, jak w tym przypadku. Regent's Park i kanały wokół niego są bardzo fotogeniczne. Jako nowość (może nie w mojej szafie, ale na tym blogu) - koronkowe body z Primarku za całe 6 funtów. O ile nie widzę większego sensu w kupowaniu tam ciuchów, torebek czy klejonych małymi rączkami indyjskich dzieci butów (no dobra, wszystko co noszę sklejają pewnie małe indyjskie dzieci) to bardzo polecam rajstopy i bieliznę, przynajmniej biednym osobom jak ja.
Subskrybuj:
Posty (Atom)